Andrea (53l): Rok zajęło mi odnalezienie swojej drogi
Ostatnio w grupie skupiającej naszych użytkowników w Czechach pojawił się post, w którym Andrea napisała, że chce zachęcić szczególnie kobiety 50 plus, aby wiedziały, że nawet w tym wieku schudnięcie jest możliwe. Natychmiast poprosiliśmy ją o napisanie kilku motywacyjnych słów dla tej grupy wiekowej.
Często słyszymy opinie, że odchudzanie po przekroczeniu pewnego wieku wiąże się tylko z trudnym wyrzekaniem się wszystkiego i często nie przynosi żadnych rezultatów.
Dziękujemy, że po chwili wahania Andrea zgodziła się opublikować swoje zdjęcie i swoją historię w przestrzeni publicznej naszego bloga. Jak sama mówi, jest dopiero w pierwszej połowie swojej drogi, ale wierzymy, że jej słowa pomogą nie tylko paniom w jej wieku zacząć realizować swoje marzenia. A może, wraz z utratą wagi, uda jej się uzyskać loki, o których ta sympatyczna mama trójki dzieci zawsze marzyła.
A o to już jej słowa:
Pracuję w biurze, więc siedzę na tyłku przez osiem godzin dziennie, co nie jest idealnym połączeniem z faktem, że uwielbiam jedzenie. Nie mogę głodować, jedzenie jest na wysokiej pozycji na mojej liście.
Przez całe życie, mimo trzech ciąż i ogromnego apetytu, byłam szczupła, a nawet chuda. Dopiero okres menopauzy zrobił swoje. Jest to czas pełen wyzwań, przynajmniej dla mnie był. Psychicznie i fizycznie. Po dwóch latach piekła, kiedy wreszcie zaczęłam czuć się lepiej, powoli uświadomiłam sobie, jak daleko zaszłam.
Tłukłam się po schodach, nie nadążając za wnukiem, odwracając głowę i nienawidząc siebie na widok swojego odbicia w oknie. Z moich średnio 65 do 68 wskoczyłam na 85 kg.
I wtedy dotarło do mnie, co się stało. Nie chcę tego. Mimo że ludzie wokół mnie mówili mi, żebym nie naciskała, że wyglądam dobrze jak na swój wiek, że to jest w porządku, nie byłam zadowolona i postanowiłam to zmienić.
Dowiedziałam się o Dine4Fit, ustawiłam spożycie zgodnie z ich procedurą i zaczęłam chudnąć. Zakazałam sobie wszystkiego, narzuciłam sobie bardzo surowy reżim i z niecierpliwością czekałam na to, jak wszyscy latem oniemieją na mój widok. To było bardzo głupie. Teraz już wiem. Przeżywałam więc wzloty i upadki.
Rok zajęło mi odnalezienie drogi i tak już jest – powoli, ale do przodu. Zaczęłam od nowa i inaczej. Już się nie spieszę, nie przesadzam, jem to, na co mam ochotę. Nie zabraniam sobie, nie karzę siebie. Trzymam się zasady, że zielone kółko w tabeli kalorii oznacza całodzienne spożycie i w miarę możliwości stosuję się do zaleceń dotyczących składników odżywczych (białko, węglowodany, tłuszcze). Ale tam traktuję to bardziej jako średnią.
Jeśli jednego dnia (najczęściej) przesadzę z tłuszczami, staram się to nadrobić następnego dnia. Kolejną wielką zmianą w moim życiu był ruch. Zaczęłam chodzić, dużo chodzić. Chodzenie jest dla mnie przyjemne i satysfakcjonujące, w przeciwieństwie do chodzenia na siłownię czy biegania. A ponieważ dosłownie wstałam z krzesła i pokonuję średnio 8-10 km dziennie, pomaga mi to w osiągnięciu celu.
Obecnie przekroczyłam półmetek pierwszego progu, schudłam 6 kg z 10, co uważam za sukces, ale przede mną jeszcze długa droga. A jeśli zajmie to rok? Nie mam nic przeciwko temu. Najważniejsze, że to się dzieje.
Chciałabym zachęcić wszystkich, którzy zmagają się z problemami (kobiety w okresie menopauzy, wiecznie na diecie lub te, które walczą nie tylko z tłuszczem, ale także ze swoją siłą woli), aby się nie poddawały. Jeśli ja to robię, zrobi to każdy.
I wreszcie na koniec: co mnie napędza, kiedy jest kryzys? Co pozwala mi wrócić na właściwą drogę, gdy z niej zbaczam? Wszyscy wokół mnie, którzy śledzą moje zmagania, ludzie i przyjaciele z grupy na FB, którzy mnie inspirują i wspierają, i wreszcie mój Instagram, gdzie mam bardzo wielu zwolenników i nie chcę uszczęśliwiać nienawistników, że nie schudnę dzięki kurczakowi i papce. Udowodnię im, że potrafię!
foto: archiwum autorki
Motywujące? Też chcesz coś zmienić? To CI się przyda:
W moim gabinecie najczęściej zajmuję się z pacjentami tematem odchudzania – redukcją masy ciała.
U niektórych widzę, jak to dla nich zaczarowany temat – ciągle chudną i przybierają na wadze. Z każdym kolejnym podejściem ich fiksacja na wyniku staje się coraz większa, pewność siebie osłabiona, a uporczywość ogromna.
To hasło brzmi znajomo, prawda? Każdego roku tysiące ludzi fiksuje się na: „Tym razem na pewno mi się uda”. Planują wielkie zmiany, tworzą listy postanowień, kupują drogi sprzęt do ćwiczeń, pobierają aplikacje do liczenia kalorii i wypełniają lodówki zdrową żywnością. W pierwszych dniach stycznia ich zapał sięga zenitu. Codzienne treningi, skrupulatne planowanie posiłków, a na Instagramie lądują zdjęcia kolorowych sałatek i bidonów z wodą. Ale niestety, dla wielu ta historia kończy się zanim zdąży na dobre się rozpocząć.
Za nami święta Bożego Narodzenia, które często wiążą się z większą konsumpcją żywności, a także kalorii w postaci alkoholu.
Co więcej, wielu z nas zaczyna w tym czasie robić absurdalnie wymagające postanowienia noworoczne, które oczywiście nie trwają długo. Jak sprawić, by tym razem było lepiej?
Jeśli w tym roku postanowiłaś (lub postanowiłeś) SCHUDNĄĆ, uwierz mi, że kluczem do sukcesu są realistyczne oczekiwania i stopniowe zmiany dotychczasowego stylu życia.
Nowy rok, nowa / nowy ja! Niektórzy z nas potraktują to dosłownie i od pierwszego stycznia zaczną jeść tylko sałatki na lunch i wykupią karnet na siłownię na pięć razy w tygodniu. Do tego bieganie i zero węglowodanów po 17:00…
czyli jak cieszyć się świętami bez przybierania na wadze.
Dla tych, którzy starają się schudnąć lub utrzymać wagę, święta Bożego Narodzenia są zwykle czasem zmartwień i niespokojnego oczekiwania na to, jak to wszystko będzie wyglądać. Te wszystkie odwiedziny, obiady u babci, serniczek u ciotki. Zgroza.