Weronika: Dine4Fit pomogło mi pozbyć się napadów obżarstwa i uporządkować dietę.
Ile tak naprawdę dzisiaj zjadłam, że jest mi źle? Co zjadłam na kolację? Dlaczego zawsze muszę się przejadać?
Zadawałam sobie te pytania prawie każdego wieczoru przed trzema laty. Wiedziałam, że nie odżywiam się zbyt dobrze, ale nie wiedziałam, że jest aż tak źle.
Ci prawda trochę mi się udawało, zrzuciłam około 25 kg. Ale miałam też około 15 kg z tych 25 kg z powrotem po drugim porodzie. Nie chciałam znów dobić do 130 kg, które miałam kilka lat wcześniej. Tylko że to po prostu nie było takie łatwe.
Teraz wiem wszystko! Wiem, jak to zrobić. Dlaczego coś nie idzie i waga się zatrzymuje? Dlaczego to ciągle nie działa? To znaczy niby wiedziałam, ale nie chciałam tego wiedzieć.
Nie mogłam nic zrobić, ani wrócić do regularnego uprawiania sportu, ani uporządkować diety. Za to dobrze znałam teorię. Ale na co mi teoria, jeśli nie mogę jej zastosować w praktyce? Każdej nocy pochłaniałam artykuły o odchudzaniu, nienawidząc wszystkich, którym udało się schudnąć i mając nadzieję na cud. Ale ten jakoś nie nadchodził.
Na dodatek mój mąż zaczął pić zwykłą wodę zamiast wody z sokiem i tak „niechcący” schudł 10 kg. Stał się dla mnie wrogiem – jestem pewna, że zrobił to celowo 🙂 Wróciłam więc do tego, co dobrze znałam. Do miejsca, w którym byłam sześć lat wcześniej i do tego, co faktycznie znałam z dzieciństwa.
Jesteś smutna? Poczęstuj się czekoladką. Nie pomogło? To zjedz sobie na obiadek miskę pierożków z mięskiem. Jesteś wściekła, chora, a twoja dusza wciąż nie jest szczęśliwa? No to zjedz jeszcze paczkę ciastek, chipsy w nocy, a przed snem przeklinaj siebie za bycie nieudacznikiem, który nie może nic zrobić, i użalaj się nad sobą, że jesteś biednym niewiniątkiem i że to nie fair.
Bardzo dobrze to wszystko znałam. Ale teraz było inaczej, nie przynosiło mi takiego pozornego komfortu, jak przed laty. Wiedziałam już, że nie musi tak być, co sprawiało, że jednocześnie współczułsm sobie i nienawidziłam siebie. Miłość do siebie? Obce słowo. Jak mogę siebie lubić, skoro tak wyglądam? To już sobie lepiej coś zjem, bo i tak nie warto nic robić. Spirala się nakręcała, wiedziałam o tym, ale nie mogłam jej zatrzymać. Może przez to było jeszcze gorzej. Byłam na etapie, w którym jadłam praktycznie wszystko, co mi podsunięto. Dosłownie. Bez zastanowienia. Paczka ciasteczek? W porządku. Paczka chipsów? Ok. Szynka, ser, ciasto… Zaspokajałam każdą zachciankę. Od razu. Cóż, przynajmniej sobie radośnie pojem, skoro już i tak jestem gruba.
Pewnego razu, na początku stycznia, przepłakałam całą noc z powodu swojej niekompetencji, targując się z siłą wyższą o to, co jestem gotowa poświęcić. Nikt poza moim mężem nie wiedział, przez co przechodzę. Nikt nie wiedział, a raczej ja nie pozwoliłam nikomu tego zobaczyć.
Jak wyjaśnić komuś, że trudno mi jest nie jeść? Jak ktoś, kto nigdy nie miał do czynienia ze swoją wagą, może zrozumieć, że po prostu nie mam ochoty biegać, chodzić na siłownię czy zajęcia grupowe, na których wstydzę się przed innymi. I że jedzenie jest jedynym pocieszeniem. Że nie mogę tego powstrzymać, nawet jeśli wiem, dokąd to doprowadzi? Mój mąż wszedł do sypialni około 3 nad ranem, kręcił głową i próbował wyjaśnić, że wszystko jest w porządku. Nie słuchałam go. To znaczy, nie jest w porządku ze 101 kilogramami. Wyszedł, a ja zostałam sama ze swoim użalaniem się nad sobą. Otarłam ostatnią łzę i powiedziałam sobie, że tak nie będzie.
Próbowałam spojrzeć na siebie jego oczami, ale widziałam tylko strzęp człowieka. Nikt nie chciałby takiego wraku. Nawet ja. A ja po prostu nie będę już dłużej nieudacznikiem. Ani dla siebie, ani dla nikogo innego. Powoli, powoli rola ofiary zaczęła zanikać. Położyłam się spać z myślą, że rano zrobię plan, ale tym razem zrobię to inaczej – po swojemu. Spirala zaczęła kręcić się w drugą stronę.
- Rano pobrałam aplikację Dine4Fit (wcześniej o niej czytałam, a jakże), zważyłam się i przez następny tydzień zapisywałam wszystko, co zjadłam.
Nie była to zbyt przyjemna lektura. I faktycznie trochę ograniczyłam spożycie. Ponieważ nie chciałam zapisywać wszystkiego, przestałam podjadać wszystko, co wpada mi w ręce w ciągu dnia. I co się okazało? Że właściwie jadłam w ciągu dnia bardzo mało, a większość wieczorem. I że byłam przeładowana cukrami i tłuszczami. Węglowodany wywalone w kosmos, a białko prawie zero. Nagle mi wyszło, że warzyw w sklepie to ja nawet nie zauważam. Nie miałam energii, nie ogarniałam wszystkiego wokół mnie, do tego dwójka dzieci. Ale menu typu dwie bułki rano, kilka hot-dogów lub smażony makaron w południe, paczka herbatników i ciastko po południu, chleb w jajku na kolację w niekontrolowanych ilościach – w ten sposób dalej się nie da.
Regularne ważenie jedzenia i planowanie – po raz pierwszy w życiu stanęłam przed czymś takim. Nie cieszyłam się na to i wiedziałam, że będzie to uciążliwe. Ale wiedziałam też, że czekałam 37 lat na cud i nikt inny tego za mnie nie zrobi. Ale jeszcze gorzej byłoby znów zobaczyć na wadze 130 kg! Naprawdę już tego nie chciałam.
Usiadłam sama ze sobą i ustaliłam plan tego, na co będę zwracała uwagę i czym zajmę się w pierwszej kolejności. Musiałam pogodzić się z faktem, że nie zrobię wszystkiego naraz. Co nagle to po diable.
Nie dała bym tego rady upilnować i na dłużej utrzymać. Zdecydowałam się najpierw na białko i picie. Bo nawadnianie jest ważne i „gdy dużo wypijesz, to nie masz miejsca na jedzenie”. Musiałam sobie sama poukładać w głowie czego chcę. Powiedzieć sobie, dokąd mnie to zaprowadzi uporządkować to, czego chciałam. Powiedzieć sobie, dokąd mnie to zaprowadzi, jeśli to tak zostawię. A co zyskam, jeśli to zrobię.
Nikomu nie mówiłam, wszystko trzymałam w tajemnicy. Nawet ważyłam jedzenie w tajemnicy przed mężem, co udawało mi się przez około tydzień. Tyle mu zajęło, żeby się zorientował :). Uczyłam się planowania i dyscypliny. Myślałam o tym, co jem i jaki to ma wpływ na moje ciało. Obserwowałam, co mi robi dobrze, a co nie. A co najważniejsze, czego w ogóle nie chcę lub nie muszę jeść.
Nauczyłam się jeść regularnie i wystarczająco dużo, aby nie być głodna, aby się nie martwić. Wiedziałam, że to nie na dwa dni czy dwa tygodnie. Że muszę z moim jedzeniem stworzyć wspaniałą parę, ale że nasz związek musi być budowany od podstaw. Jeszcze raz. Przełamać stare nawyki, schematy i mity, które tkwią głęboko we mnie. Stworzyć nowe i funkcjonalne wzorce i nawyki, które będą mi pomagać i mnie wspierać. To wszystko wyczytałam przecież kiedyś.
- Krótko mówiąc: zmiana stylu życia, a nie dieta jako taka.
Musiałam nauczyć się, jak mam sobie komponować moje menu, aby nie musieć niewolniczo ważyć każdego dnia każdego posiłku. Apka Dine4Fit była tu (i jest w sumie nadal) nieocenionym pomocnikiem.
Wieczorem poświęcałam dziesięć minut na zaplanowanie posiłku na następny dzień. Wiedziałam, co mam w domu. Jeśli miałam ugotowany obiad na następny dzień, od razu go wprowadzałam do aplikacji. Przygotowywałam i planowałam popołudniowe przekąski. Na wyjazdy zaczęłam zabierać jedzenie, żeby nie kupować czegoś nieplanowanie, a żeby pasowało do mojej diety. Nagle okazało się, że to nie jedzenie stało się priorytetem, ale ja.
Przygotowywałam jedzenie tak, aby cała rodzina mogła je zjeść. Gotowanie dwóch posiłków byłoby niedopuszczalną opcją, nie mogłam sobie z tym poradzić na dłuższą metę i nie miało to dla mnie sensu. Obaliłam mit, że domowa, ciężawa kuchnia nie należy do zdrowego odżywiania. Wychowałam się na niej i po prostu ją uwielbiam. Dlatego dość regularnie na stół trafiają różne sosy.
Aplikacja Dine4Fit pomogła mi zrozumieć, że nie jest konieczne unikanie czegoś, że nie jest konieczne odmawianie sobie jedzenia czy zabranianie sobie czegoś. Ale trzeba o tym wszystkim myśleć i planować posiłki. Ponieważ bez planu nie ma ani rezultatów, ani zdrowego i prężnego ciała.
Znalazłam swój złoty środek, który mi odpowiada i czego mogę się trzymać. Wróciłam do sportu i teraz regularnie biegam. To, co daję mojemu ciału dzisiaj, wróci do mnie za kilka lat. A objadanie się? To już przeszłość. Nie mam już tendencji do objadania się wszystkim, co wpadnie mi w ręce. Potrafię powiedzieć sobie: dość.
Sama wyeliminowałam niektóre pokarmy z mojej diety, ponieważ nie sprawiają, że czuję się dobrze. Lubię siebie i dlatego ich nie jem. Na przykład chipsy sprawiają, że mam wzdęcia i nie czuję się dobrze. Nagle to do mnie dotarło. Czy chcę to robić swojemu ciału? Naprawdę nie.
W aplikacji zapisuję już tylko czasami, ale nie postrzegam tego jako irytującego obowiązku, ale jako część dnia. Po prostu nie chcę już być tłusta. Robię to więc dla siebie. Można powiedzieć, że używam prostego narzędzia, które pomaga utrzymać mi się w ryzach i jest ogólnie super.
Foto: archiwum prywatne Weroniki
dine4fit.pl
Redakcja
www.dine4fit.pl
28.11.2023
dine4fit.pl
Ciekawe, Jak się odchudzać?, Korzystanie z Dine4Fit