Próbujesz wprowadzić pozytywne zmiany w swoim życiu, ale rezultatów nie widać ?
Jeśli chodzi o decyzję o zmianie nawyków żywieniowych, rozpoczęciu ćwiczeń fizycznych, schudnięciu, przytyciu czy długoterminowej poprawie stanu zdrowia, oprócz faktycznych zmian, które doprowadzą do osiągnięcia celu, potrzebna jest także odpowiednia wola, motywacja, przekonanie i determinacja, aby to osiągnąć oraz te zmiany działania utrzymać.
A to nie jest tak całkiem łatwe…
Dlatego podziwiam nie tylko wszystkich moich klientów, którzy rzeczywiście wprowadzają zmiany w swojej diecie, włączają aktywność fizyczną, zaczynają robić zdrowsze zakupy, gotować itd. Przy takim podejściu pierwsze sukcesy przychodzą często bardzo szybko, niezależnie od tego, czy mówimy o utracie wagi, czy o poprawie trawienia, parametrów zdrowotnych, poprawie budowy ciała, zwiększeniu sprawności fizycznej…
Ale jak wszędzie, tak i w moim gabinecie zdarzają się wyjątki, które potwierdzają regułę. Istnieje garstka osób, które mimo najlepszych starań osiągają słabe wyniki lub nie osiągają ich wcale.
Weźmy za przykład moich dwóch klientów, których podejście pokazuje, co może mieć wpływ na to, czy osiągniemy nasze wyniki (pragnienia, cele), czy też nie…
Ania i Hania były moimi klientkami, które się nie znały, ale łączyło je to, że obie chciały schudnąć. Oboje stosowały podobne metody, aby to osiągnąć – jadły zgodnie z dietą, mniej lub bardziej regularnie, ćwiczyły, samodzielnie przygotowywały posiłki, interesowały się tym, co i gdzie kupują. A jednak jedna rzecz była w nich inna. I wydaje się, że właśnie ta różnica miała decydujący wpływ na ich odmienne wyniki. Nie chcę porównywać, ile każda z nich schudła, bo to nieporównywalne, chcę tylko zwrócić uwagę na zasadę działania jednego kluczowego czynnika, który sprawił, że Anna schudła bardzo skutecznie, podczas gdy kilogramy Hanny trzymały się jak rzep psiego ogona.
- Tym ważnym aspektem był ich „wewnętrzny stan umysłu”, czyli dobre samopoczucie i nastrój podczas tygodni starań o utratę wagi.
Okazało się, że Ania nie przywiązywała aż tak dużej wagi do wyników, a jej stosunek do własnego ciała był mniej więcej pozytywny, mimo że na początku miała znaczną nadwagę. Cieszyła się jednak z każdej utraty wagi, ale najbardziej była zadowolona ze zmiany diety. Natomiast pani Hania nie znosiła swojej nadwagi, a wyniki odchudzania miały kluczowe znaczenie dla dalszego przebiegu jej życia. W jej głowie zrodziła się myśl, że jak tylko schudnie, „wszystko” się rozwiąże. Mówiąc wszystko, mam na myśli to, że będzie lubiła siebie, kupowała droższe ubrania, na które teraz oszczędzała, miała wyższą samoocenę, była szczęśliwsza, cieszyła się na myśl o wakacjach nad morzem w kostiumie kąpielowym… I tak dalej, i tak dalej. Z tego powodu była bardzo przywiązana do ścisłego przestrzegania diety i bardzo żałowała, gdy „zgrzeszyła”. Codziennie rano sprawdzała swoją wagę, aby sprawdzić, czy nie ubyło jej więcej kilogramów. Zdenerwowała się, gdy ktoś z jej rodziny zjadł ostatni jogurt w domu, bo właśnie ten jogurt zaplanowała na swoją przekąskę. A jeśli zamiast jogurtu, który zjadła, miała zjeść coś innego, uważała, że to już zaburzyło jej codzienny plan posiłków. Podobnie denerwowała się, gdy gdzieś się spóźniała i nie mogła zjeść zaplanowanego posiłku. Każdego kolejnego wieczoru zastanawiała się, czy wystarczająco dobrze się odżywia i ćwiczy.
Ani natomiast wcale to nie przeszkadzało, gdy od czasu do czasu odeszła od swojego jadłospisu i „zgrzeszyła„. Nie przeszkadzało jej, że gdzieś się spóźniła i że jej kolacja została nieco przesunięta. Chętnie wychodziła też na obiad do restauracji z kolegami z pracy, jedząc porcję tylko do momentu, gdy czuła się najedzona. A jeśli miała bardzo pracowity dzień, nie winiła się za to, że nie mogła pójść pobiegać, ale mówiła sobie, że „dziś jest dzień, w którym moje ciało zasługuje na odpoczynek i relaks po dniu pełnym wrażeń”. Nie ważyła się nawet na wadze w domu i zawsze czekała na pomiar i ponowne ważenie w moim gabinecie, gdzie widywałyśmy się w regularnych miesięcznych odstępach, więc wystarczyło jej, że raz w miesiącu znała swoje wartości.
Nie muszę chyba dalej wyliczać, czym różniło się podejście Ani i Hani, bo to widać na pierwszy rzut oka. Jedna podchodziła do nowego stylu życia i środków z łatwością, spokojem, bez żalu i z radością, a druga znajdowała się w ciągłym napięciu, presji, kurczowym trzymaniu się reguł, pełna oczekiwań. Odchudzanie było dla niej STRESOWE, a nie radosne.
Na zakończenie posłużę się metaforą: co się stanie z przepływem wody w wężu, jeśli w jednym miejscu go ściśniemy? Woda nie może swobodnie przepływać przez wąż, a strumień wody jest znacznie słabszy. Kiedy puścisz wąż, woda znów zacznie z niego wypływać… Przykładów na to, że usilne starania nie przynoszą rezultatów, jest wiele, ale rozwiązanie może być prostsze, niż się wydaje. Są momenty, kiedy należy wcisnąć pedał gazu do dechy, zrobić wiele, być aktywnym i wytrwałym. Po prostu jeśli takie podejście nie przynosi pożądanych efektów na dłuższą metę, to prawdopodobnie potrzebna jest zmiana – nadal wierzyć, ale zmniejszyć wysiłek i aktywność, przekierować uwagę, przestać się spinać i pozwolić rzeczom płynąć naturalnie, nawet jeśli czasem jest to o wiele trudniejsze i mniej naturalne niż usilne starania i działanie. Bo jak się mówi: „liny nie można pchać, linę trzeba ciągnąć”. Dlatego ważne jest, aby cieszyć się tą drogą, a nie tylko z wyników, ponieważ sukces przychodzi tylko wtedy, gdy jesteśmy szczęśliwi.
Autorka: Martina Rusňáková, dietetyczka
foto: foto: depositphotos.com
dine4fit.pl
Redakcja
www.dine4fit.pl
22.2.2022
dine4fit.pl
Ciekawe, Jak się odchudzać?, Różne