Nie bój się jedzenia! Jedzenie nie jest wrogiem, mówi Hanka, która schudła ponad 30 kilogramów
Przedstawiamy Wam historię sukcesu – młodej kobiety, której udało się zapanować nad swoją dietą i stylem życia.
Po latach dosłownego głodzenia się, teraz wie, czego potrzebuje jej organizm. Oto jej słowa:
Witam czytelników aplikacji www.dine4fit.pl. Mam na imię Hanka. Jestem mamą dziesięciomiesięcznego chłopca i żoną najlepszego mężczyzny na świecie. Odkąd byłam małą dziewczynką, grałam w koszykówkę z moim bratem bliźniakiem. Przestałam jednak, gdy miałam 16 lat. Moja historia zaczyna się w 2008 roku. Byłam na krótko zakochana, nie uprawiałam sportu. Niecały rok później wskaźnik wagi wystrzelił w górę o 10 kg, do 75 kg. Zdjęcie z podróży w tamtym czasie było dla mnie ostatnią kroplą, która przelała czarę goryczy… Nie miałam wtedy zbyt dużej wiedzy na temat żywienia. Klasyczne było pomijanie słodyczy, wypieków i dodatków.
- Waga przed: ok. 102 kg
- Waga obecnie: 68 kg
- Wzrost: 172 cm
- Rozmiar przed: 42-44
- Aktualny rozmiar: 36-38
- Wiek: 29 lat
- Zainteresowania: rodzina, sport, turystyka, filmy
- Zawód: obecnie na urlopie wychowawczym, wcześniej pracownik działu HR
Wkrótce po rozpoczęciu odchudzania dowiedziałam się o forum odchudzania, w którym zalecano kobietom spożywanie 4000 kJ dziennie. Dziś wiem, że to była najgłupsza rzecz w historii, ale to właśnie dzięki niej zaczęłam się uczyć, czym tak naprawdę są kalorie. Kupiłam wagę, notes, powiesiłam na lodówce tabelę z wartościami odżywczymi produktów i ruszyłam tą karuzelę, z której nie mogłam zejść przez następne 10 lat. Chciałam być lepsza od wszystkich innych. Więc cięłam i cięłam, aż moje dzienne spożycie wynosiło między 1300 a 1600 kJ. Aby dać Wam wyobrażenie, to dwa kubki jogurtu owocowego, 3 jajka lub mała garść orzechów.
- Tak, dobrze przeczytaliście. Na cały dzień. A żeby było nie tylko lepiej, ale i najlepiej, do tego jeszcze ćwiczyłam
Bieganie, trening siłowy – nigdy nie schodziłam poniżej 2000 skoków na skakance. Byłam tak fanatycznie zauroczona ideą idealnej figury, że zapisywałam sobie gumę bez cukru. Oczywiście, byłam ciągle zmęczona, wstrętna, w nocy łapały mnie skurcze nóg. Ale traciłam na wadze i byłam szczęśliwa. Niestety, moje trawienie nie działało tak, jak powinno i uciekłam się nawet do środków przeczyszczających. Udało mi się jednak zwiększyć spożycie do szacownego poziomu 4000 kJ.
W ciągu trzech miesięcy schudłam w sumie 17 kilogramów, więc pozwoliłam sobie na kawałek ciasta teściowej. Tego ranka moja głowa zaczęła pracować na najwyższych obrotach, a ja potrzebowałam zjeść wszystko, czego sobie odmawiałam przez cały ten czas. Langosze, lody, ciasteczka, czekolada, chipsy i najlepiej od razu. TERAZ! To rozpoczęło kolejny etap.
- Etap objadania się i, niestety, wymiotów. W ciągu czterech tygodni 17 kilogramów wróciło na swoje miejsce. Łatwo przyszło, łatwo poszło.
Potem jeszcze raz poszłam w ekstremum w 2017 roku, kiedy byłam w stanie zapanować nad spożywaniem pokarmów, ale nie mogłam połączyć tego z ekstremalnymi ćwiczeniami, gdzie wstawałam o 5 rano, biegałam 6 kilometrów, potem praca, potem po pracy na siłownię, gdzie biegałam kolejne pół godziny i zwieńczyłam to godziną treningu funkcjonalnego. Ku mojemu zaskoczeniu, nie tylko nie udało mi się utrzymać wagi, ale zyskałam kilka dodatkowych kilogramów. Ostatecznie waga pokazywała 96 kilo.
Kiedyś uciekałam przed wagą a do dziś w głowie dzwonią mi słowa mojego obecnego męża „To nie znaczy, że jak się nie ważysz, to nie ważysz tyle samo”. Kiedy się nad tym zastanowić, jest w tym sporo prawdy. Mamy tendencję do uciekania od prawdy, unikania lustra i wagi.
Z moją najwyższą wagą w życiu zaszłam w końcu w ciążę. Byłam tak potężna, że pracownicy firmy, w której pracowałam, nie wiedzieli nawet, że jestem w ciąży do około szóstego miesiąca. Myśleli, że znowu przytyłam.
Rodziłam ważąc 109 kg. Kiedy wróciłam do domu ze szpitala, waga pokazała 102 kg, a ja byłam zdecydowana, że naprawdę nie zamierzam tyle ważyć. Nie, nie chcę, ale nie zrobię tego! Ponownie pomógł mi mąż, mówiąc, że to prawdopodobnie moja ostatnia szansa, aby naprawdę schudnąć i myśleć o porodzie jako o restarcie ciała.
Na początku waga schodziła prawie sama z siebie. Oczywiście, biorąc pod uwagę dziecko i karmienie piersią, nie przejmowałam się zbytnio utratą wagi. Starałam się jeść wystarczająco dużo wszystkich makroskładników, chodziłam na spacery z wózkiem. I to wystarczyło. Czułam, że rodzicielstwo uczyniło mnie nieśmiertelną i że mogę zrobić wszystko na świecie.
Tak naprawdę zaczęłam się odchudzać dopiero 3 miesiące po porodzie, pod koniec listopada zeszłego roku. Wtedy waga pokazywała już tylko 92,6 kg. Obliczyłam swoje spożycie, ściągnęłam aplikację dine4fit.pl i zaczęłam planować i zapisywać swoje posiłki. Stopniowo dodawałam ćwiczenia, jogę, a następnie domowy trening obwodowy. Kiedy poczułem się lepiej fizycznie, przerzuciłem się na bieganie i ćwiczenia HIIT. Obecnie łączę bieganie, tabatę i fitness. Cały czas ćwiczę 3-5 razy w tygodniu.
W mojej drodze chodzi o to, by było to dla mnie zrównoważone w dłuższej perspektywie. Bez zakazów, bez nadmiernych treningów, bez niemożliwych do osiągnięcia celów. Jeśli chodzi o jedzenie, staram się stosować zasadę 80/20. Jem dobrze i zdrowo, ale jeśli mam na coś ochotę, nie mam problemu z pobłażaniem sobie.
Myślę, że każdemu ciężko jest przestawić sobie w głowie, że to nie są zakazy, uświadomić sobie, że robisz to dla siebie i dla swojego zdrowia. Nie dla otoczenia. Wiem, że najtrudniejsza próba jest dopiero przed nami. Dla mnie, to nigdy naprawdę nie było problemem, aby schudnąć, ale potem utrzymać wagę. Z tego powodu założyłam profil na instragramie, który jest przede wszystkim dla mnie. Traktuję go jak mój dziennik. Codziennie zamieszczam zdjęcie z podpisem, co jadłam danego dnia, filmiki z poradami i wskazówkami dotyczącymi ćwiczeń. W każdą środę wykonuję trening tabata online, który wymyśliłam z moją siostrą, która jest profesjonalnym sportowcem. Muszę powiedzieć, że zdrowy styl życia jest dla mnie obecnie bardzo satysfakcjonujący, lubię doradzać ludziom, pomagać im, motywować ich i jest to coś, czym chciałabym się zajmować w przyszłości. Ale największe podziękowania kieruję do mojego męża, który mimo, że nie wierzył, że uda mi się osiągnąć wymarzoną wagę, cały czas niesamowicie mnie wspierał. Nie dałabym rady bez niego i bez naszego wspaniałego i kochanego syna. A jaka jest moja rada? Nie bój się jedzenia! Jedzenie nie jest wrogiem. I nie należy się spieszyć, utrata wagi to nie sprint, to maraton…
dine4fit.pl
Redakcja
www.dine4fit.pl
30.6.2021
dine4fit.pl
Różne