Dzięki Dine4Fit wiem, że na pewno nie chodzi o głodzenie się, mówi pani Danka
Historie użytkowników aplikacji Dine4Fit przynoszą nam radość już od kilku lat. Wiele z nich publikujemy dla Was (oczywiście za zgodą bohaterów) na naszym blogu.
Także ta dzisiejsza historia napełniła nas pozytywną energią, której wszyscy potrzebujemy.
Pani Danka wkrótce skończy 52 lata. Pracuje jako pielęgniarka w domu pomocy społecznej. Poznajcie jej historię, którą na naszą prośbę dla nas spisała.
Z moją wagą „walczę” w zasadzie przez całe życie. Cóż, powinnam napisać, że przez całe życie byłam gruba. Po raz pierwszy zaczęłam się zaokrąglać w wieku kilkunastu lat. Nie wolno mi było uprawiać sportu (z powodu wrodzonej wady wzroku), więc nie miałam żadnego związku ze sportem czy ćwiczeniami. I jak pewnie każdy nastolatek, jadłam w sposób niekontrolowany. Wyszłam za mąż w wieku 19 lat. Nie byłam wtedy chuda, ale nie byłam też grubaską – po prostu, jak to się mówi, dziewczyna z przy kości.
Ale potem to wszystko przyszło – z każdą ciążą waga była coraz wyższa, lub też potem, w trakcie urlopu macieżyńskiego, Dopijanie mleka w proszku, dojadanie kaszek po dziecku i tak dalej. Do tego dochodzi moja odwieczna miłość do jedzenia, czyli przede wszystkim do wszystkiego, co dobre i niezdrowe. I nadal brak jakichkolwiek ćwiczeń. Wszystko to sprawiło, że w ciągu kilku lat osiągnąłem wagę 117,5 kg.
- Oczywiście mój styl życia ma wpływ na moje zdrowie – od około dwudziestego piątego roku życia leczę się na nadciśnienie tętnicze, a trzynaście lat temu w czasie ciąży zdiagnozowano u mnie cukrzycę typu 2 i w zasadzie w tym samym czasie stwierdzono niedoczynność tarczycy. Co gorsza, rok temu zachorowałam na zapalenie stawów kolanowych.
Mimo że jestem pracownikiem służby zdrowia, nic z tych rzeczy nie zmusiło mnie do zmiany dotychczasowego stylu życia. Kilka razy w życiu próbowałam schudnąć, ale zawsze z marnym skutkiem, a głównie z luksusowym efektem jo-jo.
- Dziś już wiem dlaczego – nie ma cudownych diet ani cudownych tabletek, które sprawią, że szybko schudniesz, nie robiąc nic w tym kierunku.
Raz udało mi się schudnąć 37 kg, ale nawet to nie trwało długo. Ponieważ ta utrata wagi była uwarunkowana minimalną ilością diety, a dla mnie w tym czasie maksymalnym wysiłkiem sportowym (2 godziny tyrania na siłowni dziennie), wystarczył jeden niewłaściwy krok, 5 tygodni gipsu na nodze, koniec ruchu – i zgubione kilogramy zaczęły bardzo szybko wracać.
Swoją obecną „walkę” (celowo ująłem ją w cudzysłów, ponieważ teraz zdecydowanie nie jest to walka) rozpoczęłam w marcu ubiegłego roku. Powód był prosty – chciałam kupić bieżnię. Niestety, wybrany przeze mnie wózek ma nośność do 110 kg. Stwierdziłam więc, że spróbuję, bo przecież 7 kg to znowu nie tak wiele.
- Nadszedł najtrudniejszy etap – dostosowanie nawyków żywieniowych i rozpoczęcie ruchu.
Zaczęło się dla mnie zupełnie nowe życie – inne, lepsze, ale na początku też o wiele bardziej wymagające (z wyrzeczeniami i przekonywaniem się do ruchu). Z jedzeniem nie było tak źle. Aplikację Dine4Fit znałam od mojej córki, która również bardzo mi pomagała na początku – tłumaczyła, doradzała, jakie produkty wybierać, aby kółka były zielone.
Dzięki Dine4Fit z pewnością nie chodzi o to, by się głodzić lub całkowicie zrezygnować z czegoś w swoim życiu. Oczywiście, nie stało się to z dnia na dzień, ale stopniowo nauczyłam się, co lepiej pominąć lub zastąpić czymś innym, aby dobrze zjeść, być zadowolonym i nie być głodnym. Miłość do jedzenia nie opuściła mnie do dziś.
Najtrudniej było mi włączyć ruch do mojego życia – znaleźć aktywność, która sprawiałaby mi przyjemność, która byłaby dla mnie odpowiednia i która pomogłaby mi schudnąć. Bieganie nie wchodziło w rachubę, chodzenie nie sprawiało mi przyjemności, jazda na rowerze była zbyt ograniczona przez moją (nie)sprawność fizyczną, dusiłam się i dyszałam przy najmniejszym wzniesieniu i zawsze byłam na skraju zawału serca.
- Spróbowałam wtedy hulajnogi – ale nawet ona nie była wtedy „odpowiednia” dla mojej wagi. Ale nie poddałam się i wkrótce zaczęły mnie opuszczać pierwsze kilogramy.
Ale największy przełom nastąpił w maju – w końcu posłuchałam rady rodziny i dałam się namówić na zakup roweru elektrycznego. To było niesamowite! Nie musiałam szukać tras bez wzniesień, mogłam przejechać jednorazowo 30 km bez wypluwania płuc pod koniec wycieczki, po prostu świetnie. Zaczęłam więc jeździć do pracy na rowerze. A jak było ładnie, to znajdowałem fajną trasę dojazdu z pracy. W weekendy czasami wyjeżdżałem na wycieczkę na 60 km.
Wraz ze spadkiem wagi zaczęłam czerpać większą przyjemność z chodzenia i lepiej radziłam sobie też z tą hulajnogą. Zaczęłam brać udział w różnych wirtualnych wyzwań i dzielić się swoimi wynikami z innymi. To mi pomaga, motywuje do przekraczania siebie, własnych celów i postanowień. A zimą, kiedy nie można było jeździć, znowu trafiłam na siłownię.
Z początkowych 117,5 kg mam piękne 86 kg.
Nie wiem, jakie były moje wcześniejsze pomiary, zacząłem się mierzyć później. Ale kiedy porównuję pierwsze zapisy pomiarów z Dine4Fit, okazuje się, że w talii ubyło mi co najmniej 15 cm, a w biodrach – 25 cm. Z rozmiaru 54-56 noszę teraz rozmiar 46-48. Poprawił się mój stan zdrowia, nie muszę już brać niektórych leków, znacznie poprawiła się moja cukrzyca. Oczywiście, ludzie wokół mnie zauważają tę zmianę. A kto by się nie ucieszył, słysząc: „O rany, ale schudłaś, świetnie wyglądasz”.
Muszę się jeszcze czymś pochwalić – dziś jestem w stanie biegać. Nie jest to duży dystans, ale mogę go pokonać i bardzo się z tego cieszę. A co powiedziałabym czytelnikom bloga? Nie poddawać się przy pierwszym niepowodzeniu. Ciągłe ponawianie prób, wytrwałość, upór i chęć zmiany. To duża zmiana w życiu, ale zdecydowanie warto!
P.S. Nadal nie kupiłam tej bieżni i chyba nie kupię. Wolę spacerować na świeżym powietrzu.
Chcesz zmienić swoje życie i zacząć się odchudzać? Potrzebujesz tego:
dine4fit.pl
Redakcja
www.dine4fit.pl
10.4.2022
dine4fit.pl
Ciekawe, Jak się odchudzać?, Różne